wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 7 - ostatni

- Co ten szczyl tutaj robi?! - zaczął wykrzykiwać mój ojciec. W tym momencie nie przemawiała za nim menadżerska natura, prywatnie nienawidził Wilshere'a całym sercem. Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Zawsze w domu po meczach z Arsenalem przeklinał na któregoś z pomocników, ale wtedy nie miałam pojęcia, że chodzi o Jacka.
Widziałam jak cały kipi ze złości, dostał drgawek a twarz mu ostro poczerwieniała. Matka próbowała go jakoś uspokoić, ale to było na nic.
Jack równie zaskoczony jak ja w pierwszej chwili stał jak wmurowany i nie potrafił wydusić słowa, dopiero po kilku sekundach zaczął uciekać gdzie pieprz rośnie a mój tata biegł za nim wykrzykując przekleństwa po portugalsku.
Po chwili wrócił do sali, na której leżałam, matka usiadła obok.

- Powiedz mi kochanie, co ten pan od ciebie chciał? - zapytał z udawaną troską.

Po policzkach spływały mi łzy, nie miałam pojęcia jak mu to powiedzieć.
- Mógłbyś wyjść? - spytałam delikatnie.
Popatrzył na mnie i ze zdziwienia otworzył buzię. Spojrzał również na matkę, która lekko skinęła głową na znak, aby mnie posłuchał. Po kilku sekundach już go nie było.
Opowiedziałam wszystko mamie, która z udawanym zrozumieniem potakiwała. Nie dziwiłam jej się. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam.
- Teraz wiem, że chciał tylko wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji na temat Chelsea - zakończyłam.
Mama usiadła na moim łóżku i przytuliła mnie do siebie. Wreszcie mogłam poczuć się bezpiecznie. Przez ostatnie tygodnie bardzo oddaliłam się od rodziców, ale wtedy cieszyłam się, że mam to za sobą i obiecywałam sobie, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu.


***

Od mojego pobytu w szpitalu minął miesiąc. Lekarz powiedział, że muszę chodzić na cotygodniowe sesje do psychologa, aby znów się nie pociąć. Brałam również regularnie leki. Czekała mnie operacja, ale nie chciałam o tym myśleć.
Wróciłam również do szkoły, co prawda wiele osób uważa, że wciąż jestem niezrównoważona psychicznie i unika mnie jak ognia, ale miałam kilku przyjaciół, którzy mnie rozumieli.
Na szczęście do gazet nie wypłynęła żadna informacja o tym, że córka Mourinho miała próbę samobójczą przez piłkarza z wrogiej drużyny.
Postanowiłam całkiem odciąć się od świata piłki nożnej. Mogłam jedynie znieść to, że tata i brat ciągle o tym gadają, bo to ich praca, ale nie zamierzałam utrzymywać kontaktu z Lucasem, tym bardziej z Marco! Zmieniałam numer, aby przypadkiem Wilsherowi czy Ramseyowi nie przyszedł do głowy jakiś szantaż, ale również dlatego, aby nie rozmawiać z Piazonem.

Lucas był dla mnie wspaniały podczas pobytu na OIOMie, ale nie mogłam go dalej krzywdzić. Nie chciałam z nim być, bo to przypominałoby mi o tym, że miałam chwilę słabości. Wystarczy, że gdy patrzę na blizny ledwo powstrzymuję łzy.
Niestety, nie udało mi się go uniknąć. Pewnego piątku czekał na mnie pod szkołą. Na początku udawałam, że go nie widzę i szybko kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, ale to nic nie dało. Zaczął na mną biec i krzyczeć aż w końcu mnie dogonił.
- Możemy pogadać? - zapytał.
- Chcesz rozmawiać na oczach całej szkoły?
Uśmiechnął się lekko i wziął mnie za rękę prowadząc do samochodu.
Usiedliśmy w jego porsche i pojechaliśmy w kierunku mi nie znanym. W końcu zatrzymaliśmy się w lesie. Wyłączył swoje drogie cacko i po chwili zapytał:
- Dlaczego mnie unikasz?
Spuściłam wzrok. Ciężko mi było powiedzieć, że sam jego widok sprawia mi ból.
- Chciałam odciąć się od przeszłości.
Znów nastała cisza. Cała się trzęsłam z emocji, widziałam, że Lucas też bardzo przeżywa tą rozmowę.
Poczułam ciepło jego dłoni, kiedy dotknął nią moich drgających rąk. Muszę przyznać, że zrobiło mi się całkiem przyjemnie. Może stare uczucie wróciło?
- Ode mnie też?
- Nie zrozum mnie źle, ale... - zaczęłam.
- Przypominam ci o próbie samobójczej - dokończył, spuścił wzrok i wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo. Już nie powstrzymywałam łez, które leciały mi ciurkiem po policzkach.
Spontanicznie podbiegłam do Piazona i od tak go przytuliłam.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptałam.
Poczułam jak jedna z jego dłoni głaszcze mnie po głowie. Wreszcie kamień, który ciążył moje serce zniknął. Pojawiło się w moim umyśle małe światełko, które dawało mi nadzieję na to, że mogłoby nam się jeszcze ułożyć z Lucasem.
- Nie chcę, abyś przeze mnie cierpiał. Za niedługo mam operację, która może się nie...
- Przestań - przerwał mi i objął w dłonie moją twarz. Popatrzył mi prosto w oczy i powiedział - Podczas ostatnich kilku miesięcy nawet na sekundę moje uczucie do ciebie nie zgasło. Przejdziemy przez to razem, dobrze?
W jego czekoladowych tęczówkach nie było ani grama fałszu. Moja odpowiedź nie mogła być inna.
- Dobrze.

___________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Oj, długo mi zeszło zanim zebrałam się, aby tu coś napisać :P Końcówka trochę jak z "Gwiazd naszych wina" xD
Liczę, że Wam się podoba :) Jeszcze tylko epilog ;p