sobota, 2 sierpnia 2014

Epilog

Od rozmowy z Lucasem pod szkołą minął rok. Od tamtej pory przeszłam chemioterapię oraz operację, która zakończyła się pomyślnie. Przez cały ten czas był ze mną Lucas i nawet na moment mnie nie opuścił, chociaż widziałam po nim, że miał chwile zwątpienia. Moja choroba niszczyła również jego. Nie wysypiał się, miał podkrążone oczy a jego forma nieco spadła przez co często siadał na ławce rezerwowych. Ale mamy to już za sobą, jestem zdrowa, chociaż wciąż nieco słaba.
Pewnego wakacyjnego dnia siedzieliśmy razem z Lucasem na tarasie w jego domu. Postanowiłam z nim zamieszkać zaraz po tym jak mi się oświadczył.
Było to tydzień wcześniej, zaraz po tym jak wyszłam ze szpitala. Zadzwonił do mnie i poprosił o spotkanie. Nie miałam pojęcia o co chodzi, ale kazał mi się ładnie ubrać.
Założyłam więc swoją kwiecistą sukienkę przed kolano oraz buty na wysokim obcasie. Lucas postawił na klasykę, czyli biała koszula i granatowe spodnie od garnituru. Wyglądał znacznie dojrzalej niż w rurkach i trampkach.
Przyjechał po mnie kabrioletem i jak dżentelmen otworzył przede mną drzwi do samochodu. Ruszyliśmy w podróż, która trwała około dwóch godzin. Nie miałam pojęcia gdzie mnie wiezie, podejrzewałam, że na jakąś imprezę z klubu.

Zatrzymaliśmy się przed wejściem na plażę. Wokół rozpościerał się las, nad morzem były wielkie skały. Lucas zaprowadził mnie do miejsca gdzie fale docierały do moich stóp. Uklęknął i mi się oświadczył.

Miałam łzy w oczach, cała dygotałam. Udało mi się opanować i wskoczyłam mu w ramiona. Zgodziłam się. To chyba był najpiękniejszy dzień mojego życia.
Teraz wylegiwaliśmy się na leżakach za naszym domem i wspominaliśmy nasze wzloty i upadki pijąc przy tym koktajl owocowy. Było cudownie i wydawać się mogło, że nawet nawrót choroby nie mógłby tego zmienić.




______________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Heeej! Nareszcie udało mi się skończyć jakiegoś bloga bez zawieszania haha :D
U mnie z weną i komentowaniem ostatnio cienko, za co Was bardzo, ale to bardzo przepraszam! Postaram się wszystko nadrobić w najbliższym czasie, obiecuję.
Teraz czas na podziękowania :)
Bardzo Wam wszystkim dziękuję, komentarze od zawsze są dla mnie motywacją do pisania następnego rozdziału, nawet jeśli pod koniec liczba czytelników zmalała, ale te kilka osób na prawdę dawało mi kopa, aby napisać coś nowego.
Serdecznie zapraszam na pozostałe blogi, oraz na te, które zacznę pisać po skończeniu My sweet revenge. Narodził się również u mnie pomysł po ostatnim LGP na nowe ff ze skoczkami (czyt. Norwegami i Schlierim :D) w roli głównej, czytałby ktoś? :)

I'll be the one
Whole world is watching
My sweet revenge

Your one and only
Stand by me

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 7 - ostatni

- Co ten szczyl tutaj robi?! - zaczął wykrzykiwać mój ojciec. W tym momencie nie przemawiała za nim menadżerska natura, prywatnie nienawidził Wilshere'a całym sercem. Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Zawsze w domu po meczach z Arsenalem przeklinał na któregoś z pomocników, ale wtedy nie miałam pojęcia, że chodzi o Jacka.
Widziałam jak cały kipi ze złości, dostał drgawek a twarz mu ostro poczerwieniała. Matka próbowała go jakoś uspokoić, ale to było na nic.
Jack równie zaskoczony jak ja w pierwszej chwili stał jak wmurowany i nie potrafił wydusić słowa, dopiero po kilku sekundach zaczął uciekać gdzie pieprz rośnie a mój tata biegł za nim wykrzykując przekleństwa po portugalsku.
Po chwili wrócił do sali, na której leżałam, matka usiadła obok.

- Powiedz mi kochanie, co ten pan od ciebie chciał? - zapytał z udawaną troską.

Po policzkach spływały mi łzy, nie miałam pojęcia jak mu to powiedzieć.
- Mógłbyś wyjść? - spytałam delikatnie.
Popatrzył na mnie i ze zdziwienia otworzył buzię. Spojrzał również na matkę, która lekko skinęła głową na znak, aby mnie posłuchał. Po kilku sekundach już go nie było.
Opowiedziałam wszystko mamie, która z udawanym zrozumieniem potakiwała. Nie dziwiłam jej się. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam.
- Teraz wiem, że chciał tylko wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji na temat Chelsea - zakończyłam.
Mama usiadła na moim łóżku i przytuliła mnie do siebie. Wreszcie mogłam poczuć się bezpiecznie. Przez ostatnie tygodnie bardzo oddaliłam się od rodziców, ale wtedy cieszyłam się, że mam to za sobą i obiecywałam sobie, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu.


***

Od mojego pobytu w szpitalu minął miesiąc. Lekarz powiedział, że muszę chodzić na cotygodniowe sesje do psychologa, aby znów się nie pociąć. Brałam również regularnie leki. Czekała mnie operacja, ale nie chciałam o tym myśleć.
Wróciłam również do szkoły, co prawda wiele osób uważa, że wciąż jestem niezrównoważona psychicznie i unika mnie jak ognia, ale miałam kilku przyjaciół, którzy mnie rozumieli.
Na szczęście do gazet nie wypłynęła żadna informacja o tym, że córka Mourinho miała próbę samobójczą przez piłkarza z wrogiej drużyny.
Postanowiłam całkiem odciąć się od świata piłki nożnej. Mogłam jedynie znieść to, że tata i brat ciągle o tym gadają, bo to ich praca, ale nie zamierzałam utrzymywać kontaktu z Lucasem, tym bardziej z Marco! Zmieniałam numer, aby przypadkiem Wilsherowi czy Ramseyowi nie przyszedł do głowy jakiś szantaż, ale również dlatego, aby nie rozmawiać z Piazonem.

Lucas był dla mnie wspaniały podczas pobytu na OIOMie, ale nie mogłam go dalej krzywdzić. Nie chciałam z nim być, bo to przypominałoby mi o tym, że miałam chwilę słabości. Wystarczy, że gdy patrzę na blizny ledwo powstrzymuję łzy.
Niestety, nie udało mi się go uniknąć. Pewnego piątku czekał na mnie pod szkołą. Na początku udawałam, że go nie widzę i szybko kierowałam się w stronę przystanku autobusowego, ale to nic nie dało. Zaczął na mną biec i krzyczeć aż w końcu mnie dogonił.
- Możemy pogadać? - zapytał.
- Chcesz rozmawiać na oczach całej szkoły?
Uśmiechnął się lekko i wziął mnie za rękę prowadząc do samochodu.
Usiedliśmy w jego porsche i pojechaliśmy w kierunku mi nie znanym. W końcu zatrzymaliśmy się w lesie. Wyłączył swoje drogie cacko i po chwili zapytał:
- Dlaczego mnie unikasz?
Spuściłam wzrok. Ciężko mi było powiedzieć, że sam jego widok sprawia mi ból.
- Chciałam odciąć się od przeszłości.
Znów nastała cisza. Cała się trzęsłam z emocji, widziałam, że Lucas też bardzo przeżywa tą rozmowę.
Poczułam ciepło jego dłoni, kiedy dotknął nią moich drgających rąk. Muszę przyznać, że zrobiło mi się całkiem przyjemnie. Może stare uczucie wróciło?
- Ode mnie też?
- Nie zrozum mnie źle, ale... - zaczęłam.
- Przypominam ci o próbie samobójczej - dokończył, spuścił wzrok i wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo. Już nie powstrzymywałam łez, które leciały mi ciurkiem po policzkach.
Spontanicznie podbiegłam do Piazona i od tak go przytuliłam.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptałam.
Poczułam jak jedna z jego dłoni głaszcze mnie po głowie. Wreszcie kamień, który ciążył moje serce zniknął. Pojawiło się w moim umyśle małe światełko, które dawało mi nadzieję na to, że mogłoby nam się jeszcze ułożyć z Lucasem.
- Nie chcę, abyś przeze mnie cierpiał. Za niedługo mam operację, która może się nie...
- Przestań - przerwał mi i objął w dłonie moją twarz. Popatrzył mi prosto w oczy i powiedział - Podczas ostatnich kilku miesięcy nawet na sekundę moje uczucie do ciebie nie zgasło. Przejdziemy przez to razem, dobrze?
W jego czekoladowych tęczówkach nie było ani grama fałszu. Moja odpowiedź nie mogła być inna.
- Dobrze.

___________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Oj, długo mi zeszło zanim zebrałam się, aby tu coś napisać :P Końcówka trochę jak z "Gwiazd naszych wina" xD
Liczę, że Wam się podoba :) Jeszcze tylko epilog ;p



niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 6

Biegłem około 40 minut. Miałem dobrą kondycję, więc nie bardzo mnie to zmęczyło, ale czułem jak się uspokajam. Usiadłem na ławce w pobliskim parku, nie byłem pewny gdzie się znajduję. Musiałem sobie to wszystko poukładać.
Marie ma białaczkę, dlaczego to akurat ją spotkało? Powinienem nie zaprzątać sobie tym głowy, bo przecież już nie byliśmy razem, ale ja po prostu nie mogłem. Wciąż ją kochałem. Cierpiałem wraz z nią. Kiedy pojawiłem się w szpitalu i zastałem ją w śpiączce nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była taka niewinna. Chciałem musnąć jej blado czerwone usta, które zapamiętałem jako śmiejące się z byle czego. Chciałem pogładzić jej nieskazitelną, delikatną skórę, dotknąć jej kruchej dłoni. Tak bardzo za nią tęskniłem. Nie za tą Marie, z którą rozmawiałem przez skype. Tęskniłem za tą Marie, w której się zakochałem podczas tournee po Azji i Ameryce.
Łzy mi napłynęły do oczu kiedy pomyślałem o tym, co będzie musiała przejść, aby wyjść z białaczki. Z tego w ogóle da się wyjść?
"Lucas, ogarnij się, jesteś facetem czy nie do cholery?!" powtarzałem sobie.
Postanowiłem zadzwonić do Marco. Co prawda zachował się jak dupek w stosunku do Marie, ale miałem nadzieję, że zmądrzeje kiedy dowie się o chorobie.
- Jeśli masz zamiar rozmawiać o Marie to lepiej się rozłącz - powiedział na powitanie.
- Marie ma białaczkę - rzuciłem powstrzymując drżący głos.
 Cisza. Słyszałem tylko jak Holender zaczął nerwowo oddychać a potem jak zaczął coś mamrotać po holendersku.
- Jestem skończonym skurwysynem - powiedział łamiącym się głosem i rozłączył się.
"Tak, jesteś" dokończyłem w myślach.
Chciałem wrócić do szpitala lecz nie miałem pojęcia gdzie się znajduję. Złapałem pierwszą lepszą taksówkę i podałem adres. Po dziesięciu minutach byłem na miejscu.
Wszedłem na oddział Marie gdzie dowiedziałem się, że przenieśli ją na OIOM. Już miałem wejść do środka kiedy zobaczyłem nieznaną mi postać w jej pokoju. Był to mężczyzna, stał tyłem. Państwa Mourinho nie było w szpitalu a jej brat był zbyt wątły jak na kogoś takiego. Marco? On się nie ubiera w skórzane kurtki i obcisłe ciemnozielone spodnie.
Pełen wątpliwości wkroczyłem do pokoju a moim oczom ukazał się zawodnik Kanonierów - Jack Wilshere.
Zastała niezręczna cisza kiedy obydwoje mnie zobaczyli. Marie miała podkrążone oczy od płaczu. Czyli już wie. Wilshere stał z bukietem kwiatów w rękach.
- Powinienem o czymś wiedzieć? - zapytałem.
- Mógłbym zapytać cię o to samo, młodziku - odparł Jack podchodząc do mnie.
- To dla mnie te kwiaty? Serio, nie musiałeś - odpysknąłem.
- Za kogo ty się masz, co gówniarzu?
- Kolego, jestem od ciebie tylko dwa lata młodszy - powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Widziałem tą złość gotującą się w Wilsherze. Podejrzewałem kim był, to przez telefon od niego Marie nagle się pogorszyło. Chciałem się tylko upewnić czy dobrze sobie to wszystko poskładałem.
- Marie - zacząłem podchodząc do jej łóżka - Mogłabyś mi powiedzieć skąd ty go znasz?
- Tak się składa, że jesteśmy parą - powiedział za nią Jack.
- Jack, przestań! - oburzyła się a ja poczułem jak po raz kolejny w ciągu ostatnich kilka dni moje serce rozsypuje się na jeszcze mniejsze kawałki.
- Kochanie, już nie musimy się ukrywać. Od momentu, w którym powiedziałaś o nas temu Holendrowi pewnie już wszyscy wiedzą.
To był kolejny cios dla mnie.
- Marco wiedział? - zapytałem lekko rozhisteryzowany.
- Lucas, to nie tak... - wstała.
- Widzę, że wy się tu beze mnie świetnie bawiliście, co?! - nakrzyczałem jej w twarz - Uprzedźcie mnie następnym razem.
Wyszedłem trzaskając drzwiami.


***

Dzisiaj nad ranem przenieśli mnie na inny oddział, na OIOM. Nie wiedziałam dlaczego, nikt mi nie chciał powiedzieć dopóki moi rodzice się nie zjawili. Matka płakała, bratu również się zbierało, tylko ojciec zachowywał kamienną twarz. Trzeba przyznać, że był to jego największy talent. Oznajmił mi, że mam białaczkę i że będę musiała przejść leczenie przy czym nawet mu się głos nie załamał. Płakałam razem z moją mamą, nie mogłam się opanować przez kilka godzin. Pod wieczór rodzice pojechali do domu, aby się odświeżyć, coś zjeść i przede wszystkim po to, abym sama to wszystko przetrawiła na spokojnie.
Nagle do mojego pokoju wszedł Wilshere. Nigdy bym się go nie spodziewała. Nie po tym co mi zrobił a właściwie jego kolega, Aaron. Chciałam wrócić do Lucasa, nawet wiedziałam już co mam mu powiedzieć. Miałam nadzieję, że Jack zjawił się tutaj, aby mnie przeprosić i na tym się skończy. Myliłam się.
Jack zaczął się tłumaczyć, że był pijany i nie wiedział co robi. Przyniósł mi kwiaty. Po chwili przyszedł Lucas. Zaczęła się ostra wymiana zdań miedzy nimi aż w końcu Jack powiedział mu prawdę. O tym, że się spotykaliśmy. O tym, że go zdradzałam z największym wrogiem - zawodnikiem Arsenalu.
Lucas wpadł w histerię, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać. Wyszedł z trzaśnięciem drzwiami.
Chciałam za nim pobiec, wytłumaczyć mu, ale nawet nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Usłyszał aż za dużo. Musiał się czuć na prawdę okropnie.
Wstałam gwałtownie i podeszłam do Wilshere'a.
- Co ty do cholery odpieprzasz?! - wykrzyczałam Jackowi prosto w twarz.
- Skarbie, on nie zniszczy naszego związku - odparł przesłodzonym głosem.
- Jakiego związku?! Zakończyłeś go kiedy przez wiele tygodni się do mnie nie odzywałeś. To przez ciebie się pocięłam idioto! - dałam upust swoim emocjom a kiedy skończyłam, zauważyłam moich rodziców stojących w progu drzwi.



_______________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Siemka! Po trzech tygodniach jestem i tutaj ;) Zastanawiałam się czy by nie zakończyć bloga już tym rozdziałem, ale postanowiłam podzielić go na dwie części. Następny to będzie już ostatni... chyba, że olśni mnie jeszcze żeby tu coś napisać :D
Liczę, że się podoba ^^
Chciałam Wam bardzo podziękować za ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście cudowne! Zapraszam również na moje pozostałe blogi:

My sweet revenge

Frankie odchodzi :((((((((

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 5

Obudziło mnie oślepiające światło. Przez głowę przeszywało mnie pytanie "Umarłam?". Próbowałam odzyskać ostrość wzroku, ale było to cholernie trudne. Usłyszałam głosy jakiś mężczyzn. Czyżby to aniołowie po mnie przyszli?
Mrugałam gwałtownie powiekami by dostrzec chociaż rysy dwóch owych osób.
- O proszę! Nasza śpiąca królewna wreszcie się obudziła - zawołał Marco.
Kiedy już widziałam bardzo dobrze i byłam w miarę dochodziłam do siebie, zorientowałam się, że ten idiota tu jest i w dodatku się ze mnie naśmiewa.
Nie czekałam długo, dosłownie się na niego rzuciłam próbując udusić go rękami.
- Ty cholerny dupku! Wynoś się z mojego życia raz na zawsze! - krzyczałam.
Oszołomiony Marco leżał już na podłodze a ja siedziałam na nim okrakiem. Już miałam mu przyłożyć z lewego sierpowego kiedy ktoś zatrzymał moją rękę w powietrzu. Odwróciłam się a ku moim oczom ukazała się twarz Lucasa.
- Jedna ranna nam wystarczy - oznajmił swoim kojącym i spokojnym głosem.
- Lecz się, kobieto! - zawołał Marco, który próbował doprowadzić swoją fryzurę do ładu.
Już miałam przygotowaną wiązankę przekleństw na Holendra kiedy Lucas położył swoją dłoń na moim ramieniu i powiedział:
- Marie, połóż się. Musisz dojść do siebie.
Zebrało mi się na łzy kiedy popatrzyłam w jego czekoladowe oczy wypełnione bólem. Coś mnie ukuło w sercu, podejrzewam, że to poczucie winy, a może coś więcej?
Posłusznie położyłam się na szpitalnym łóżku. Chciałam dokładnie dowiedzieć się co stało się zeszłej nocy, kto mnie znalazł w łazience i gdzie do cholery są moi rodzice.
Lucas usiadł na skraju łóżka a Marco stał oparty o ścianę na drugim końcu pokoju.
- Mógłby mi ktoś wytłumaczyć jak się tutaj znalazłam? - zapytałam po chwili ciszy.
- Pocięłaś się jak zakompleksiona małolata - rzucił Marco na co Lucas głęboko odetchnął próbując powstrzymać wybuch złości.
- Zostawisz nas samych? - poprosił łagodnie, pomocnik wyszedł bez słowa.
- Co mu się stało? - zapytałam.
- Odwala mu, bo nie gra z powodu kontuzji - wytłumaczył.
- Idiota i tyle - skomentowałam po czym dodałam - Powiesz mi wszystko co się stało od tego wieczoru kiedy... No wiesz, pocięłam się.
- Nie wiem dokładnie co tam się stało, bo mnie tam najzwyczajniej w świecie nie było, ale podobno znalazł cię twój brat. Leżałaś w kałuży krwi - wzdrygnął się przy ostatnim zdaniu, widziałam, że rozmowa ze mną sprawia mu ból - Jak najszybciej przyjechaliście do szpitala, twoja matka zadzwoniła po Marco, bo wiedziała, że się przyjaźnicie a potem po mnie.
- Dlaczego ich tu nie ma?
- Siedzieli z tobą przez całe dwa dni! Dopiero jak ja przyleciałem to poszli do domu się przespać, odpocząć.
- Jestem tu już dwa dni?! - zawołałam z zaskoczeniem na co pokiwał twierdząco głową. Wtedy zauważyłam jego podkrążone oczy. Był również bardzo blady a jego usta nie wykrzywiały się w uśmiech jak to zwykły robić nawet w najgorszych sytuacjach.
Nastała cisza pomiędzy nami, która trwała i trwała. Chciałam jakoś zacząć temat tego, że z nim zerwałam w tak okropny sposób, ale żadne pomysły nie przychodziły mi do głowy.
- Marie - zaczął - Ty kogoś masz, prawda? Dlatego ze mną zerwałaś.
Próbowałam jakoś ukryć swoje zmieszanie i kiedy miałam mu powiedzieć o Jacku, zadzwonił mój telefon.
- Halo? - zapytałam słabym głosem.
- Eeee, no cześć. Tutaj Aaron, wiesz, kumpel Jacka i tak dalej. Dzwonię bo, eeem, w sumie nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... - jąkał się Walijczyk.
- Błagam, oszczędź mi męczarni słuchania cię - przerwałam mu.
- Jack mi kazał przekazać żebyś się od niego "odpierdoliła" - powiedział na jednym wdechu cytując zawodnika Arsenalu.
Poczułam ukłucie w ranach po mojej próbie samobójczej. Puls wyraźnie wzrósł a do moich oczu napływały kolejne już w tym dniu łzy. Lucas gwałtownie wyrwał mi telefon i powiedział:
- Hej, stary! Wyluzuj, Marie jest w szpitalu, nikt nie powinien jej denerwować i - przerwał a dalszej rozmowy już nie usłyszałam, ponieważ zemdlałam.


***

- Panna Marie Carlotta Mourinho nie ma się za dobrze - rzekł lekarz opiekujący się Marie.
W gabinecie siedzieli państwo Mourinho, ich syn i ja, jako najbliższy przyjaciel. Marco nie wpuścili, bo słyszeli jak szarpał się z Marie.
Nie mogłem na nią patrzeć, gdyż od razu zbierało mi się na płacz. Wyglądała jak zagubiony anioł. Jej twarz była prawie biała, uzupełniały ją czerwone usta i niebieskie oczy. Wciąż nie mogłem się pogodzić z tym, że zerwała ze mną dla tego idioty z Arsenalu. Dowiedziałem się od Marco, że od paru miesięcy Marie zdradzała mnie z Wilsherem.
- Ale co dokładnie się dzieje? - zapytała jej matka.
Lekarz zaczął głęboko oddychać układając sobie w głowie to co ma za chwilę oznajmić.
- Panna Marie Carlotta Mourinho ma białaczkę - oświadczył w końcu - Zrobiliśmy jej wszystkie badania, oczywiście zostaną one powtórzone, ale mamy 99% pewności, że to przewlekła białaczka szpikowa. Spokojnie, da się z nią żyć, ale to wymaga wielu wyrzeczeń i dużo siły ze strony pacjentki.
Nie mogłem tego słuchać, wyszedłem z trzaskiem drzwi. Szedłem rzwawym krokiem prosto przed siebie, nie wiedziałem gdzie, nie miałem określonego celu. Musiałem po prostu ochłonąć.


___________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Taki stylowy Eden na poprawę humoru :)
Powoli zbliżamy się do końca tego bloga, chociaż muszę przyznać, że pisze mi się go najlepiej.
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli, zapraszam na prolog nowego bloga o Raphaelu Varanie ----> Whole world is watching
+ przepraszam, że zrobiłam takich dupków z Marco i Jacka xD

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 4

Następnego dnia zadzwoniłam do Jacka domagając się wyjaśnień. Moja ostatnia rozmowa z Aaronem sprawiła, że nie spałam całą noc rozmyślając o tym co powiedział. "Jack ma dziewczynę?" - to pytanie przeszywało moją głowę od kiedy się rozłączyłam.
Przez mój "związek" z Jackiem bardzo się zmieniłam. Wcześniej nigdy aż tak nie przeżywałam niedopowiedzianych rzeczy, np. z Alvaro w Madrycie. Wiedziałam, że nie byłam jedyną dziewczyną w jego życiu. Spotykał się z Daniellą, piękną Hiszpanką, którą poznał podczas jednego ze zgrupowań reprezentacji U21. A on wciąż się łudził, że o niczym nie mam pojęcia. Jednak nie przeszkadzało mi to, ponieważ wiedziałam, że za niedługo wyniosę się z Madrytu i zapomnę o Moracie.
Tutaj jest inaczej. Najpierw związek z Lucasem, w którym zbyt emocjonalnie się oboje zaangażowaliśmy, potem zdrada z Jackiem a następnie utrata przyjaciela. Oto rok Marie spędzony w Londynie. Bałam się myśleć co będzie następne.
Wracając do mojej rozmowy z Jackiem. Kiedy już myślałam, że nie odbierze i miałam się rozłączyć, usłyszałam zaspany głos Wilshere'a:
- Do cholery jasnej, wiesz która jest godzina? - zapytał z wyrzutem.
- Cześć Jack - odparłam niepewnie.
Usłyszałam jak przeklina próbując zakryć słuchawkę, żebym nie słyszała.
- Hej kotku! Czemu dzwonisz tak wcześnie?
- Dlaczego wczoraj nie odbierałeś tylko wysługiwałeś się swoim kolegą... Aaronem?
- O czym ty mówisz?
- No bo podobno byłeś na jakiejś imprezie - powiedziałam w końcu.
- Nic nie pamiętam - wzbraniał się.
- Szkoda... Aaron mówił, że jesteś ze swoją dziewczyną.
Cisza w słuchawce. 
- Jack?
- To nic takiego, upiłem się i jakaś laska mnie poderwała - tłumaczył się.
Uwierzyłam mu. Teraz z perspektywy czasu widzę, że to najbardziej banalne wytłumaczenie jakie mógł wymyślić, ale wtedy byłam w nim zakochana. Chciałam, żeby Jack powiedział, że to nie jest jego dziewczyna.
- Spotkamy się dzisiaj? - zapytałam oddychając z ulgą.
- Nie mam czasu, słońce. Mam trening a potem spotkanie z fanami. Wiesz, reklama sponsora.
- No tak, to w takim razie do jutra! - zakończyłam.
Sprawa z Jackiem się rozwiązała, z Lucasem w sumie też pomijając moje wielkie wyrzuty sumienia. Jeszcze to jego ostatnie zdanie "Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał" wywoływało u mnie dreszcze.
Przez następne dni chciałam umówić się z Jackiem, ale on wciąż znajdywał jakąś wymówkę, czułam, że mnie unikał. Chciałam również pogodzić się z Marco, ale on nie odbierał ode mnie telefonu.
Rodzice nie interesowali się mną. Tata przygotowywał się do najbliższego meczu z Arsenalem a mama miała urwanie głowy w pracy, a ostatnia kontuzja mojego brata nie poprawiała sytuacji.
Czułam się bardzo samotnie, zaczęłam wagarować. Chodziłam do szkoły, owszem, ale zaraz przed pierwszym dzwonkiem wracałam do domu lub szlajałam się po pobliskich parkach.
Pewnego kolejnego samotnego wieczoru w moim pokoju postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Marco. Obiecałam sobie, że jeśli teraz nie odbierze, to dam sobie spokój i nie będę więcej go nękać.
- Mogłabyś wreszcie przestać do mnie wydzwaniać? Moja dziewczyna myśli, że jesteś moją kochanką! - usłyszałam głos mojego przyjaciela.
- Dziękuję, że odebrałeś. Chciałam ci to wszystko wyjaśnić - zaczęłam.
- Przestań Marie! Nic mi nie wyjaśniaj, zakończyłaś naszą przyjaźń kończąc związek z Lucasem. Daj mi spokój - powiedział i rozłączył się.
To był największy cios. Nigdy bym się nie spodziewała, że Marco, który był ze mną w najgorszych chwilach, który był dla mnie prawie jak starszy brat zachowa się jak świnia. Czyli trzymał go przy mnie tylko mój związek z Lucasem? Ta myśl mnie jeszcze bardziej dobiła.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać co robiłam regularnie przez ostatnie kilka dni. Jeszcze rok temu w Madrycie, nie poleciałaby nawet struga łez gdyby Alvaro mi powiedział, że mnie zdradza.
Czułam się bezwartościowa. Nikt się mną nie przejmował. Dla ojca liczyła się tylko Chelsea. Czasami miałam wrażenie, że kocha ten klub bardziej niż swoją rodzinę. Dla matki najważniejsza była praca i mój brat, jej oczko w głowie. Dla Marco właściwie byłam nikim. Dla Jacka pewnie też już byłam historią chociaż cały czas wmawiałam sobie, że tak nie jest.
Lucas. "Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał". Mogłabym do niego teraz zadzwonić, wyżalić się na cały świat, ale zakończyłam z nim znajomość zrywając w żałosny sposób - przez Skype.
Popatrzyłam na zegarek: 3 w nocy. Nie miałam już dla kogo żyć. Moje myśli krążyły wokół ucieczki z domu i czymś znacznie gorszym.
Zeszłam na dół do kuchni i wzięłam pierwszy lepszy nóż. Skierowałam się do łazienki a serce biło mi jak oszalałe. Za niedługo nie będzie mnie na tym świecie, za niedługo wreszcie znajdę ukojenie w moich smutkach, za niedługo skończę z depresją, skończę ze sobą.
Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie przez co trudniej było mi trafić w odpowiednią żyłę na nadgarstku. Zamknęłam oczy i zrobiłam to.


________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Heeeeej! Postanowiłam dzisiaj napisać ten rozdział, bo w tym tygodniu podejrzewam, że nie będzie na to szans ;p najpierw 5 dni zawalone sprawdzianami a potem weekend nauki i powtórki :')
Wracając do rozdziału - mega mega przygnębiający mi wyszedł xD ale taki właśnie efekt chciałam uzyskać i wiecie co? Nawet mi się podoba :) Mam nadzieję, że Wam również :)

Ogłoszenia parafialne
Założyłam sobie swoją podstronę -> http://tyska-podstrona.blogspot.com/
Bardzo bym Was prosiła, żebyście mnie informowali o nowych rozdziałach właśnie na tej podstronie w zakładce 'spam'. Na asku też podałam ten adres, więc proszę o niewysyłanie mi linków na asku. Z góry bardzo dziękuję :)
+ jeśli ktoś z Was pisze jakiegoś bloga, którego nie czytam, również proszę o wysłanie linku :)
++ na podstronie jest ankieta dotycząca następnego bloga, który prawdopodobnie pojawi się po teście, będę bardzo wdzięczna za każdy głos ^^

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 3

- O czym ty do cholery mówisz?! - krzyknął Marco potrząsając mną.
- O tym, że mój związek z Lucasem nie ma sensu. Jedziemy tam, ja z nim zrywam i sprawa zamknięta - powiedziała stanowczo, patrząc przez cały czas Marco w oczy.
- Ok, ale ja pytałem o to wcześniejsze. Masz kogoś?
W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że wygadałam się przed Marco. Spuściłam głowę i założyłam włosy za ucho, jak zwykłam robić kiedy byłam zdenerwowana.
- Marco, błagam cię. Jak się wygadasz to powiem tacie żeby cię sprzedał - zagroziłam rozpaczliwie.
- Kto to jest? - zapytał.
- Będziesz zły - odwlekałam.
- Gadaj kto to jest! - zawołał głosem, jakiego u niego nigdy nie słyszałam. Był zdenerwowany i to bardzo.
- Jack Wilshere - odparłam szeptem czując jak w moich oczach zbierają się łzy.
Marco zaczął się nerwowo śmiać i mówić coś po holendersku, jak przypuszczam przeklinał.
- Wpakowałaś się w niezłe gówno a ja nie pomogę ci z niego wyjść - powiedział i wyszedł a ja zostałam sama w moim pokoju.
Jedyne co mi pozostawało to położyć się na łóżku i płakać, ale to nie było w moim stylu. Musiałam sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Zdobyłam nową miłość, ale straciłam przyjaciela. Nawet nie zauważyłam jak przeleciało mi kilka godzin na siedzeniu samej w pokoju.
Jak na złość w tym momencie, usłyszałam charakterystyczny odgłos dochodzący z laptopa, kiedy ktoś chce się ze mną połączyć na skype. W duchu modliłam się, aby to nie był Lucas. Szkoda, że jestem niewierząca.
- Cześć kotku - powitał mnie mój chłopak - Dlaczego nie przylecieliście?
- W poniedziałek mam ważny test i musiałam trochę posiedzieć nad książkami - kłamałam, próbując się uśmiechnąć.
- Szkoda. Wygraliśmy! - zawołał.
- To świetnie - powiedziałam a wtedy w oczach stanęły mi łzy. Strasznie ciężko mi było udawać, że jest wszystko ok, podczas gdy nie było.
- Chciałbym, żebyś tutaj była, bardzo mi ciebie brakuje. Pocałunków, wspólnych wieczorów, nocy...
Nie mogłam wytrzymać i dałam upust emocjom. Po moich policzkach poleciały strugi łez.
- Kochanie, ty płaczesz? - zapytał Lucas przybliżając się do kamerki.
- To nic takiego. Lucas, muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham - odparł zaniepokojony.
- Przepraszam, że nie mówię ci tego prosto w oczy, ale ja już nie mogę z tobą być.
- Marie, co ty mówisz? Przecież my się kochamy.
- Nie, Lucas. Ja cię już nie kocham - powiedziałam i zaczęłam co raz bardziej płakać.
Lucas spuścił głowę i miałam wrażenie, że on również zaraz się rozklei, jednak nie zrobił tego. Zachował się bardzo dojrzale, powiedział tylko:
- Pamiętaj, że ja cię zawsze będę kochał - rozłączył się.
Zamknęłam laptopa, rzuciłam się na łóżko i do około północy ryczałam jak głupia. Aż zaniepokojona mama weszła do pokoju, pytając czy wszystko ze mną ok. Powiedziałam jej, że to wina hormonów i że wszystko będzie dobrze, ale nie miało być! Właśnie zakończyłam swój pierwszy poważny związek, w dodatku zdradziłam tak fajnego chłopaka, jak Lucas. Czułam się podle. Miałam tylko nadzieję, że Jack będzie mnie w stanie pocieszyć.
Nie zważając na godzinę, zadzwoniłam do niego. Potrzebowałam, aby dodał mi otuchy, pocieszył.
- Słucham? - odezwał się nieznajomy męski głos a w tle dało się słyszeć muzykę.
- Jackie? - zapytałam z nadzieją.
- Nie, Aaron. Jack wyszedł.
- Mogłabym wiedzieć, gdzie?
- Tańczy.
Coś mi tu nie pasowało. Muzyka w tle z mocnymi basami, telefon Jacka odbiera jakiś Aaron a on sam tańczy.
- Zawołałbyś go?
- Nie wiem czy to odpowiedni moment. Tańczy przytulańca ze swoją dziewczyną, więc wiesz.
- Z dzie-dziewczyną? - wyjąkałam.
- Yyy, no tak. Czekaj, masz na imię Marie?
- Tak, a co?
- O kurwa. Zapomnij o tym co ci powiedziałem. Jack nie ma dziewczyny, wyszedł do toalety. Zaraz go zawołam - powiedział i się rozłączył.

***

- Jack! - zawołałem go kiedy tańczył z Karley*
- Co do cholery? - uniósł się, był lekko na procentach.
- Chodź na fajkę - oznajmiłem widząc zdziwienie ich obojga.
- Zaraz wracam - powiedział do swojej dziewczyny i pocałował ją w szyję. Cały Jack, żadna mu się nie oparła.
Wyszliśmy z klubu i poszliśmy wzdłuż ulicy.
Wstawiony Jack już zdążył wytrzeźwieć na jesiennym powietrzu i myślał racjonalnie.
- Marie dzwoniła - powiedziałem w końcu.
- Odebrałeś i...?
- Pytała się czy może z tobą gadać - mówiłem a Jack patrzył na mnie pytająco - Powiedziałem jej, że nie, bo... Tańczysz ze swoją dziewczyną - kończąc zdanie poczułem jak mój policzek pod wpływem silnego uderzenia staje się coraz gorętszy. Zasłużyłem na pięść od Jacka, więc nie oddałem mu.
Stanęliśmy na środku pustego chodnika a ja czekałem na wiązankę przekleństw od mojego przyjaciela.
- Ty cholerny walijski dupku! W takim razie po jakiego chuja starałem się uwieść tą dziwkę, która już jadła mi z ręki?! - wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Stary, spróbuję to jakoś odkręcić - tłumaczyłem się - Poza tym tyle informacji ile mamy chyba wystarczy Wengerowi przed następnym meczem.
- Módl się, żeby prasa się o niczym nie dowiedziała - powiedział i odszedł w stronę klubu.

____________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Witam po tygodniowej przerwie od pisania! Szkoła jest bezwzględna, ten miesiąc chyba będzie najgorszym etapem całego roku szkolnego, więc rozdziały będą się pojawiały rzadko.
Ten rozdział nie należy do najlepszych, przede wszystkim jest krótki, co mi nie odpowiada ;/
Mam nadzieję, że chociaż Wam się podoba :)

PS.
Blogi, które mam w skrzynce na asku postaram się nadrobić jutro ;)


*imię fikcyjne

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 2

Od razu po zakończeniu derbów Londynu, udałam się do tunelu. Marco już więcej nie zaprzątał mi głowy tekstami typu "przecież jesteś z Lucasem", bo poszedł pogratulować chłopakom wygranej 1:0. Moim celem nie było grzeczne czekanie na tatę, który obecnie uczestniczył w konferencji pomeczowej. Musiałam dopaść Wilshere'a.
Weszłam w strefę gdzie znajdowała się szatnia Arsenalu pod pretekstem odwiedzenia starego znajomego z Madrytu - Mesuta Oezila. W rzeczywistości schowałam się w jednym z pustych pokoi, uchyliłam lekko drzwi i czekałam aż Jack będzie szedł korytarzem.
Nie trwało to długo, po około 5 minutach widziałam jak przechodził ubrany w czarny garnitur z wyszytym herbem Kanonierów na piersi. Całe szczęście, że był sam!
- Jack - zawołałam otwierając szerzej drzwi i gestem ręki pokazałam mu, aby wszedł do pokoju. Nie zawahał się i mnie posłuchał a ja pospiesznie zamknęłam drzwi.
- No cześć - powiedział lekko zdezorientowany - Co my tu robimy?
- Hej, jestem Marie i właściwie to...
- Córka Mou? Dobrze kojarzę?
- Tsaa - odparłam niechętnie - Ale to nie znaczy, że nie mogę się umawiać z piłkarzami z wrogiego klubu!
- Więc chcesz się ze mną umówić?
Cholera. Mam za długi język, ale co się stało to się nie odstanie. Postanowiłam być pewną siebie laską, która może mieć każdego.
- Tak - odparłam spokojnie.
- Niezła jesteś. Nie jedna moja fanka posikałaby się teraz z radości przy okazji krzycząc z podniecenia - powiedział opierając się o ścianę i zakładając ręce na piersi.
- Szczerze? Widzę cię pierwszy raz na oczy - oznajmiłam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia? - zapytał ruszając porozumiewawczo brwiami.
- Umówimy się? - zignorowałam go.
- Jutro jestem wolny, przyjdź do Cafe Panorama około 16 - powiedział wychodząc.
- Czekaj! - zawołałam gwałtownie - Masz mój numer - podałam mu karteczkę z zapisanymi liczbami.
- Dzięki - odparł i wyszedł.


***

Spałam dosyć dobrze. Nie przejmowałam się za bardzo spotkaniem z Jackiem. Nie byłam tego typu dziewczyną, aby dzień wcześniej myśleć o tym w co się ubiorę i jak umaluję. Na następny dzień poszłam do szkoły i spędziłam ciężki dzień pisząc setki bezsensownych testów. Od razu po ostatnim dzwonku udałam się do kawiarni Cafe Panorama. Zazwyczaj po szkole przyjeżdżał po mnie Marco i razem szlajaliśmy się po Londynie w celu odstresowania się jednak od ostatniego wieczora nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie zdziwił mnie więc brak jego samochodu przed szkołą.
Kiedy byłam już pod kawiarnią, ostatni raz poprawiłam włosy i widząc przez szybę, że Jack już na mnie czeka, weszłam.
- Cześć! - przywitał mnie machając ze swojego stolika.
- Hej - odparłam, podeszłam i pocałowałam go w policzek.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików w kącie. Kawiarnia była bardzo duża, spokojnie zmieściłoby się tutaj około czterdziestu osób. Klimat był zachowany w barwach brązu i beżu, czyli typowych "kawowych" kolorach.
- Bardzo ładnie wyglądasz - powiedział.
- Trochę banalnie zaczynasz - odparłam.
- Rumienisz się, więc to chyba działa.
Uśmiechnęłam się szeroko i z zakłopotaniem założyłam kosmyk włosów za ucho. Zawsze tak robiłam kiedy czułam się niezręcznie.
Resztę popołudnia spędziliśmy rozmawiając o naszych zainteresowaniach, hobby i nawykach. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę rozmawiać z kimś płci przeciwnej (kim nie był Marco) tak swobodnie o czymś innym niż o kontaktach damsko-męskich. Okazało się, że Jack nie myślał o mnie jak o małolacie, która leci na niego tylko dlatego, że jest piłkarzem. Może dlatego, że ja po prostu byłam przyzwyczajona do obecności sportowców w moim życiu?
To nie było nasze ostatnie spotkanie. Regularnie widywaliśmy się w różnych miejscach. Jack miał czas tylko raz w tygodniu i mi to odpowiadało. W końcu musiałam jakoś pogodzić naukę w ostatniej klasie liceum z randkami z Wilsherem. Bo nasze spotkania z czasem przekształciły się w pewien sposób w randki. Jack przynosił mi kwiaty i robił niespodzianki typu wypad do lunaparku czy na komedię romantyczną do kina. Wszystko było tak proste i banalne a mimo to bardzo mi się spodobało. Z Lucasem rzadko wychodziliśmy przede wszystkim dlatego, że on zaraz wyjechał do Holandii. Mieliśmy dla siebie tylko trzy tygodnie, które razem spędziliśmy w trasie Chelsea a potem w Londynie. Nie było czasu na błahe rzeczy jak randki.
Szczerze się zdziwiłam, że Jack pokazuje się ze mną tak chętnie publicznie. Myślałam, że będzie chciał się ukrywać z tym, że chodzi z córką wroga. Tymczasem on często pytał mnie o Chelsea, co czasami wydawało mi się dziwne. Pytał na przykład o to co mój ojciec zazwyczaj robi przed meczem, jak motywuje zawodników. Również rozmawialiśmy o najlepszych piłkarzach The Blues. On mi opowiadał z perspektywy przeciwnika, ja przyjaciela.
O dziwo bardzo dobrze udawało mi się ukryć to przed Lucasem, że spotykam się z kimś innym. Dalej udawałam, że go kocham i że za nim tęsknię. Męczyło mnie to, ale starałam się robić to co zawsze.

Sielankę musiał przerwać jak zwykle mój najlepszy przyjaciel - Marco.
Pewnego dnia, dokładnie w piątek zapytał mnie:
- Nie sądzisz, że to piękny dzień na zwiedzenie Arnhem?
- Jedziemy do Lucasa? - zapytałam z nadzieją, że zaprzeczy.
- Tak - odparł uradowany.
- Marco! Ja nie chcę z nim być, jeśli tam pojadę to tylko po to żeby z nim zerwać.
- Czuję, że coś przede mną i przed Lucasem ukrywasz... - wypalił.
- Tak, ukrywam coś przed Lucasem a nie powinnam. Mianowicie, że ja go nie kocham - argumentowałam.
- Przestań! Nie możesz z nim teraz zerwać, w sobotę ma derby i nie może się rozpraszać.
- W takim razie pojadę za tydzień.
- Dlaczego ty do cholery nie chcesz z nim być?! Zranisz go jak z nim zerwiesz! - wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Nie pomyślałeś, że ja może mam już kogoś innego? Zranię go jeśli będę to dalej ciągnąć! - wypaliłam.

_________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Hejka! Jest drugi rozdział :) Szczerze to zdziwiłam się, że udało mi się go dzisiaj napisać biorąc pod uwagę, że mam sporo nauki, ale co poradzić... wena :D
Bardzo Wam dziękuję za ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyliście :)
W tym tygodniu możecie się spodziewać Prologu na nowym blogu o skoczkach :)

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 1

Derby. Mecz Chelsea:Arsenal u siebie. Jak zwykle ojciec nie spał w nocy i chodził po całym domu. Sprawiał wrażenie jakby wszystko miał pod kontrolą, ale tak nie było. Chelsea zajmowała 3 miejsce w tabeli a Arsenal 1. To najgorszy środek sezonu ojca podczas pracy w Anglii. Razem z mamą próbowałyśmy go uspokoić, że 3 miejsce na tym etapie to już coś, ale on jak zwykle pozostawał nieugięty. Nawet przed meczami z FC Barceloną tak się nie denerwował. W sumie to była inna sytuacja. Wiedział, że już długo w Madrycie nie pobędzie, jedynym celem wygranych był honor.
Obudziłam się jak zwykle w soboty o 11. Normalnie spałabym dłużej gdyby nie to, że o tej właśnie godzinie zawsze w soboty byłam umówiona z Lucasem na skype.
Otworzyłam laptopa, zalogowałam się a Lucas już dzwonił. Byłam w pidżamie a moja fryzura nie zadowalała. Ogarnęłam się lekko i potwierdziłam rozmowę.
- Cześć skarbie -powiedział na co mu odmachałam - Dopiero wstałaś?
- Właściwie to tak - odparłam szczerze.
- Ślicznie wyglądasz w pidżamie, kochanie! Szkoda, że tak rzadko mam okazję cię taką widzieć.
Jak zwykle słodki, jak zwykle kochany, jak zwykle idealny. Panie i Panowie, Lucas Piazon!
- Już niedługo - powtórzyłam po raz setny kiedy mówił "szkoda, że nie mogę cię widzieć".
- Kiedy przyjedziesz? - zapytał. Nienawidziłam tego pytania.
- Wiesz, że to zależy od Marco - odparłam omijając odpowiedź.
- Nie możesz przyjechać sama?
"Mogę, oczywiście, że mogę! Jestem na tyle samodzielna z resztą wiele razy bywałam w Vitesse, tylko, że mi się już znudziłeś". Nigdy mu tego nie powiedziałam, chociaż wiele razy chciałam. Bałam się, że go zranię. Oprócz tego zawsze odpowiadałam:
- Tata mnie nie puści.
- No tak, Jose. Dzięki niemu się tutaj męczę z dala od ciebie - odparł spuszczając smutno głowę.
- Niestety.
- Marie, źle się czujesz? Jesteś dzisiaj taka nijaka.
- To dlatego, że jestem jeszcze trochę senna - kłamałam.
- Może zadzwonię jutro, co? Tak jakoś wieczorem, pasuje ci? - zapytał opiekuńczo.
- Jasne - odparłam chłodno.
- Kocham cię! - zawołał na pożegnanie.
- Ja ciebie też - znów skłamałam.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Marco. Chciałam wiedzieć czy będzie na dzisiejszym meczu, musiałam się mu wygadać... znowu! On jako jedyny wiedział, że nie kochałam już Lucasa i najchętniej bym się z nim rozstała. Niestety Marco cały czas mnie namawiał, żebym jeszcze poczekała, że to może chwilowy kryzys. Tylko dzięki niemu nadal byłam w nic nieznaczącym dla mnie związku z Piazonem.
Okazało się, że Marco będzie na meczu i mieliśmy razem siedzieć nad ławką rezerwowych. Umówiliśmy się jeszcze na wypad na miasto. Marco był moją "dobrą psiapsiółą", której nigdy nie miałam. Chodził ze mną do najróżniejszych galerii handlowych, do restauracji, do kin, wszędzie. W pewien sposób zastępował mi to, czego nie mógł mi dać Lucas. Był dla mnie drugą połówką, ale bez uczuć.


***

Usiedliśmy w jednej z kawiarni w galerii handlowej. Marco chyba wyczuł, że coś ze mną nie tak, bo zapytał:
- Rozmawiałaś z Lucasem?
- Tak.
- Chyba już wiem dlaczego nie masz humoru - powiedział podśmiewając się.
- Marco, ja muszę z nim zerwać! Już dłużej nie mogę udawać "wielkiej miłości".
- Daj spokój, Marie! To przejdzie. Sam wiele razy byłem w takiej sytuacji. Musisz dać sobie i jemu czas.
- Nie wiem czy jestem w stanie - odparłam zrezygnowana.
- Oczywiście, że jesteś! Każdy z nas jest. A teraz musimy się już zbierać, bo za godzinę zaczyna się mecz.
Wzięłam posłusznie kurtkę z oparcia krzesła, ubrałam się i wyszliśmy.
Pojechaliśmy samochodem Marco na Stamford Bridge gdzie się rozstaliśmy. On poszedł do szatni pogadać z chłopakami a ja zająć swoje miejsce.
Kiedy szłam tunelem ktoś mnie zatrzymał:
- Kibicom nie wolno tutaj przebywać - powiedział młody chłopak, na oko 15 lat. Widać, że dopiero co zatrudniony lub jakiś wolontariusz.
- Michael! - zawołał Rui, asystent mojego ojca - Zostaw ją, to córka Mourinho.
Chłopakowi aż szczęka opadła. Próbował coś wyjąkać, ale nie udało mu się złożyć poprawnego zdania.
Rui był dla mnie jak wujek, nigdy nie zwracałam się do niego na "pan", poza tym była to jedna z niewielu osób, z którymi mogłam rozmawiać w moim ojczystym języku.
Co do piłki nożnej, nie interesowała mnie za bardzo. Lubiłam oglądać mecze, ale nie miałam potrzeby znać nazwiska innych piłkarzy niż zawodników Realu, Chelsea czy jeszcze wcześniej Interu.
- Nic się nie stało - powiedziałam i podeszłam do niego - Wymagający rywal dzisiaj, co?
- Tsaa, założę się, że nie znasz nikogo ze składu Arsenalu tylko po prostu wiesz, że to wróg.
W tym momencie zaczęła wychodzić z szatni drużyna Kanonierów.
- Rozgryzłeś mnie - odparłam rozkładając ręce.
Koło nas przeszedł jeden z zawodników Arsenalu, Rui od razu zareagował:
- Ten tu to Jack Wilshere. Może dać się w znaki dzisiaj naszym obrońcom.
Zauważyłam jak odwraca się w naszą stronę, jakby usłyszał swoje nazwisko. Miałam wrażenie, że w ułamku sekundy zauważyłam uśmiech na jego twarzy.
- Wilshere - powiedziałam cicho do siebie.
- Taa, dobry jest. Muszę cię zostawić, idę do szatni strzelić gadkę motywującą. Trzymaj się - odparł i ruszył wgłąb tunelu.
Postanowiłam już pójść i usiąść na swoim miejscu nad ławką rezerwowych Chelsea. Idąc szukałam wzrokiem Jacka, chciałam mu się lepiej przyjrzeć. Nagle wpadłam na jakąś osobę, która szła z naprzeciwka.
- Przepraszam - powiedział Wilshere dotykając odruchowo moich rąk - Nic ci się nie stało?
- Nie - uśmiechnęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- To dobrze - odwzajemnił uśmiech i pobiegł do szatni.
Weszłam po schodkach i usiadłam na swoim miejscu rozmyślając o Jacku.
Nawet nie zauważyłam kiedy Marco i reszta drużyny weszli na murawę, na rozgrzewkę. W mgnieniu oka mecz się zaczął. Jack nie grał w tym meczu, siedział na ławce.
Co chwilę spoglądałam w tamtą stronę a kiedy Jack robił to samo w moją, uśmiechałam się.
Niestety nie uszło to uwadze Marco.
- Dlaczego co chwilę gapisz się na Wilshere'a?
- Nie gapię - zaprzeczyłam.
- Tylko zjadasz go wzrokiem? Znam cię! To samo było z Lucasem.
Niestety Marco miał rację. Kiedy podrywałam Lucasa, również nie mogłam się powstrzymać od "zalotnych" spojrzeń i uśmiechów w jego stronę.
- Przesadzasz.
- Marie! To ty przesadzasz, pamiętaj, że jesteś z Lucasem.
- Już nie długo - odparłam i przez resztę meczu nie odezwałam się słowem do van Ginkela.

_________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Cześć! Jest pierwszy rozdział :) Tego bloga zaplanowałam na 6 rozdziałów + epilog, czyli raczej krótki ;d
Zawieszam tego bloga -> http://w-szatni-bialych-orlow.blogspot.com/ DO ODWOŁANIA
Nie mam w ogóle pomysłów na następny rozdział ;/ Jak przyjdzie wena, to wrócę do pisania :)

niedziela, 2 lutego 2014

Prolog

Mam na imię Marie o mam 19 lat. Mieszkam w Londynie a mój tata jest menagerem jednego z największych klubów na całym świecie - Chelsea FC. Tak. Mój tata to Jose Mourinho, The Special One.
Przeprowadziliśmy się do Londynu wraz z zerwaniem umowy z Realem Madryt przez mojego tatę. Poznałam tam wiele fajnych piłkarzy np. Alvaro Moratę, z którym łączyła mnie nie tylko przyjaźń. Ale to już przeszłość.
Do Londynu przyjechałam z zamiarem poznania kogoś nowego i udało się. Moim chłopakiem jest Lucas Piazon. Ten Piazon, za którego uśmiech każda dziewczyna dałaby się posiekać. Ten Piazon, o którym wszyscy mówią "drugi Kaka". Mój chłopak jest idealny.
Poznaliśmy się przy okazji tournee po Azji i Ameryce. Pojechałam tam z tatą, który testował kilku młodych zawodników m.in. Lucasa.
Lucas wraz z rozpoczęciem sezonu musiał wyjechać do Holandii na wypożyczenie do Vitesee. Postanowiliśmy, że się nie rozstaniemy.
Często go odwiedzałam wraz z moim przyjacielem, Marco, który w tym czasie leczył kontuzję. Jednak uczucie wygasło. Co z tego, że Lucas jest przystojny, zabawny i opiekuńczy? Czułam się samotna w Londynie. Poza tym, skąd miałam wiedzieć, że Lucas nie ma kogoś na boku?
Uczucie wygasło. Latałam do Holandii z przyzwyczajenia a czasami nawet z przymusu.
Uczucie niepewności zaczęło mnie męczyć, chciałam przeżyć coś innego, nowego. Pech chciał, że wtedy zakochałam się w zawodniku z klubu odwiecznego rywala - Arsenalu.

________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

We wszystkich ankietach, które zamieściłam na blogu było po równo głosów co do następnego bloga, więc postanowiłam sama wybrać xD wybrałam motyw Chelsea-Arsenal, bo nigdzie jeszcze nie czytałam takiego bloga ;)
zachęcam do dodawania się do informowanych! :)