niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 6

Biegłem około 40 minut. Miałem dobrą kondycję, więc nie bardzo mnie to zmęczyło, ale czułem jak się uspokajam. Usiadłem na ławce w pobliskim parku, nie byłem pewny gdzie się znajduję. Musiałem sobie to wszystko poukładać.
Marie ma białaczkę, dlaczego to akurat ją spotkało? Powinienem nie zaprzątać sobie tym głowy, bo przecież już nie byliśmy razem, ale ja po prostu nie mogłem. Wciąż ją kochałem. Cierpiałem wraz z nią. Kiedy pojawiłem się w szpitalu i zastałem ją w śpiączce nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była taka niewinna. Chciałem musnąć jej blado czerwone usta, które zapamiętałem jako śmiejące się z byle czego. Chciałem pogładzić jej nieskazitelną, delikatną skórę, dotknąć jej kruchej dłoni. Tak bardzo za nią tęskniłem. Nie za tą Marie, z którą rozmawiałem przez skype. Tęskniłem za tą Marie, w której się zakochałem podczas tournee po Azji i Ameryce.
Łzy mi napłynęły do oczu kiedy pomyślałem o tym, co będzie musiała przejść, aby wyjść z białaczki. Z tego w ogóle da się wyjść?
"Lucas, ogarnij się, jesteś facetem czy nie do cholery?!" powtarzałem sobie.
Postanowiłem zadzwonić do Marco. Co prawda zachował się jak dupek w stosunku do Marie, ale miałem nadzieję, że zmądrzeje kiedy dowie się o chorobie.
- Jeśli masz zamiar rozmawiać o Marie to lepiej się rozłącz - powiedział na powitanie.
- Marie ma białaczkę - rzuciłem powstrzymując drżący głos.
 Cisza. Słyszałem tylko jak Holender zaczął nerwowo oddychać a potem jak zaczął coś mamrotać po holendersku.
- Jestem skończonym skurwysynem - powiedział łamiącym się głosem i rozłączył się.
"Tak, jesteś" dokończyłem w myślach.
Chciałem wrócić do szpitala lecz nie miałem pojęcia gdzie się znajduję. Złapałem pierwszą lepszą taksówkę i podałem adres. Po dziesięciu minutach byłem na miejscu.
Wszedłem na oddział Marie gdzie dowiedziałem się, że przenieśli ją na OIOM. Już miałem wejść do środka kiedy zobaczyłem nieznaną mi postać w jej pokoju. Był to mężczyzna, stał tyłem. Państwa Mourinho nie było w szpitalu a jej brat był zbyt wątły jak na kogoś takiego. Marco? On się nie ubiera w skórzane kurtki i obcisłe ciemnozielone spodnie.
Pełen wątpliwości wkroczyłem do pokoju a moim oczom ukazał się zawodnik Kanonierów - Jack Wilshere.
Zastała niezręczna cisza kiedy obydwoje mnie zobaczyli. Marie miała podkrążone oczy od płaczu. Czyli już wie. Wilshere stał z bukietem kwiatów w rękach.
- Powinienem o czymś wiedzieć? - zapytałem.
- Mógłbym zapytać cię o to samo, młodziku - odparł Jack podchodząc do mnie.
- To dla mnie te kwiaty? Serio, nie musiałeś - odpysknąłem.
- Za kogo ty się masz, co gówniarzu?
- Kolego, jestem od ciebie tylko dwa lata młodszy - powiedziałem klepiąc go po ramieniu. Widziałem tą złość gotującą się w Wilsherze. Podejrzewałem kim był, to przez telefon od niego Marie nagle się pogorszyło. Chciałem się tylko upewnić czy dobrze sobie to wszystko poskładałem.
- Marie - zacząłem podchodząc do jej łóżka - Mogłabyś mi powiedzieć skąd ty go znasz?
- Tak się składa, że jesteśmy parą - powiedział za nią Jack.
- Jack, przestań! - oburzyła się a ja poczułem jak po raz kolejny w ciągu ostatnich kilka dni moje serce rozsypuje się na jeszcze mniejsze kawałki.
- Kochanie, już nie musimy się ukrywać. Od momentu, w którym powiedziałaś o nas temu Holendrowi pewnie już wszyscy wiedzą.
To był kolejny cios dla mnie.
- Marco wiedział? - zapytałem lekko rozhisteryzowany.
- Lucas, to nie tak... - wstała.
- Widzę, że wy się tu beze mnie świetnie bawiliście, co?! - nakrzyczałem jej w twarz - Uprzedźcie mnie następnym razem.
Wyszedłem trzaskając drzwiami.


***

Dzisiaj nad ranem przenieśli mnie na inny oddział, na OIOM. Nie wiedziałam dlaczego, nikt mi nie chciał powiedzieć dopóki moi rodzice się nie zjawili. Matka płakała, bratu również się zbierało, tylko ojciec zachowywał kamienną twarz. Trzeba przyznać, że był to jego największy talent. Oznajmił mi, że mam białaczkę i że będę musiała przejść leczenie przy czym nawet mu się głos nie załamał. Płakałam razem z moją mamą, nie mogłam się opanować przez kilka godzin. Pod wieczór rodzice pojechali do domu, aby się odświeżyć, coś zjeść i przede wszystkim po to, abym sama to wszystko przetrawiła na spokojnie.
Nagle do mojego pokoju wszedł Wilshere. Nigdy bym się go nie spodziewała. Nie po tym co mi zrobił a właściwie jego kolega, Aaron. Chciałam wrócić do Lucasa, nawet wiedziałam już co mam mu powiedzieć. Miałam nadzieję, że Jack zjawił się tutaj, aby mnie przeprosić i na tym się skończy. Myliłam się.
Jack zaczął się tłumaczyć, że był pijany i nie wiedział co robi. Przyniósł mi kwiaty. Po chwili przyszedł Lucas. Zaczęła się ostra wymiana zdań miedzy nimi aż w końcu Jack powiedział mu prawdę. O tym, że się spotykaliśmy. O tym, że go zdradzałam z największym wrogiem - zawodnikiem Arsenalu.
Lucas wpadł w histerię, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać. Wyszedł z trzaśnięciem drzwiami.
Chciałam za nim pobiec, wytłumaczyć mu, ale nawet nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Usłyszał aż za dużo. Musiał się czuć na prawdę okropnie.
Wstałam gwałtownie i podeszłam do Wilshere'a.
- Co ty do cholery odpieprzasz?! - wykrzyczałam Jackowi prosto w twarz.
- Skarbie, on nie zniszczy naszego związku - odparł przesłodzonym głosem.
- Jakiego związku?! Zakończyłeś go kiedy przez wiele tygodni się do mnie nie odzywałeś. To przez ciebie się pocięłam idioto! - dałam upust swoim emocjom a kiedy skończyłam, zauważyłam moich rodziców stojących w progu drzwi.



_______________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Siemka! Po trzech tygodniach jestem i tutaj ;) Zastanawiałam się czy by nie zakończyć bloga już tym rozdziałem, ale postanowiłam podzielić go na dwie części. Następny to będzie już ostatni... chyba, że olśni mnie jeszcze żeby tu coś napisać :D
Liczę, że się podoba ^^
Chciałam Wam bardzo podziękować za ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem, jesteście cudowne! Zapraszam również na moje pozostałe blogi:

My sweet revenge

Frankie odchodzi :((((((((

14 komentarzy:

  1. Ooo! Mimo, że tak uwielbiam Jacka, to teraz nakopałabym mu w ten jego tyłek! Jak. On. ŚMIAŁ?! Przeszkodził Marie w powrocie do Lucasa!
    No i Lucas. Mój biedny :(
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. JACK, POWIEM CI TAK: WEŹ SPIERDA*AJ, DZIEKI :)
    MARIE MA BYĆ Z LUCASEM, AMENT, TO JUŻ POSTANOWIONE XDDDDD
    JESZCZE OSTATNI ROZDZIAŁ ;___________; WEŹ MNIE NIE DOBIJAJ, CHCĘ WIĘCEJ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czo ten Jack? XD
    Nie waż się go kończyć XD
    Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, się porobiło ;/
    Pisz szybko następny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Piazon :C
    czekam na kolejny i nie koncz tak szybko ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to następny będzie ostatni?!
    Świetny jest, niech Marie bd z Lucasem, no :C
    Czekam na następny, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Jack, nie ładnie, nie ładnie. Ale i tak go lubię :D Chodzi o to, że mam słabość do właśnie takich postaci jak on, bo lubię, kiedy ktoś tak miesza :D Co jednak nie zmienia faktu, że uważam, iż to jednak Marie i Lucas to para idealna <3 A końcówka... No cóż, ojciec Marie może sprać biednego Wilshera xD
    Nie kończ jeszcze :< To wciąż za mało... ja chcę więcej! :)
    Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że nie będzie on jednym z ostatnich :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Grr Jack spadaj! ;D
    Rozdział cudny <3
    Marie musi być z Lucasem <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że nie polubimy się z Jackiem, oj nie. Marie musi być z Lucasem, no!

    OdpowiedzUsuń
  10. ooooooooooooooooooooooooooooo, ona będzie jeszcze z Lucasem, nie?
    I nie umrze przez białaczkę? :C
    oby.. świetny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurczę, szkoda, że już się ten blog kończy, bo był super. Mam nadzieję, że Marie będzie jednak z Lucasem, a Jack niech spada.

    OdpowiedzUsuń
  12. O matko!

    Lucas przeżywa tą chorobę Marie, jakby dalej byli parą, bo chyba chce żeby tak było. Ale oczywiście wpadł Wilshere i zaczął przepraszać, czym mnie tak zdenerwował! Nie mam pojęcia co będzie, w następnym rozdziale, taka puenta, że aż mnie zdziera, żeby wiedzieć co dalej, no!

    do następnego, luuvmysahineq

    OdpowiedzUsuń
  13. zaskoczyłaś mnie tą chorobą, ale mam nadzieję, żę ten wątek dobrze się zakończy. Jack jest skończoną świnią i nie powinien pokazywać się Marie na oczy już nigdy więcej. Czekam na kolejną część i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Niech Jack się wreszcie odwali od Marie... Ona ma być z Lucasem i koniec <3
    świetny rozdział ;* /Kasia Lewandowska-Reus .

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każdy komentarz, który motywuje mnie do dalszej pracy! Jeśli czytasz bloga, lecz nie komentujesz, proszę, napisz chociaż 'przeczytany' w komentarzu czy coś takiego. Nawet z anonima, to bardzo motywuje.

Bardzo proszę o niezostawianie mi w komentarzu linku do bloga, proszę to zrobić w zakładce "spam". Z góry dziękuję ;)