Obudziłam się jak zwykle w soboty o 11. Normalnie spałabym dłużej gdyby nie to, że o tej właśnie godzinie zawsze w soboty byłam umówiona z Lucasem na skype.
Otworzyłam laptopa, zalogowałam się a Lucas już dzwonił. Byłam w pidżamie a moja fryzura nie zadowalała. Ogarnęłam się lekko i potwierdziłam rozmowę.
- Cześć skarbie -powiedział na co mu odmachałam - Dopiero wstałaś?
- Właściwie to tak - odparłam szczerze.
- Ślicznie wyglądasz w pidżamie, kochanie! Szkoda, że tak rzadko mam okazję cię taką widzieć.
Jak zwykle słodki, jak zwykle kochany, jak zwykle idealny. Panie i Panowie, Lucas Piazon!
- Już niedługo - powtórzyłam po raz setny kiedy mówił "szkoda, że nie mogę cię widzieć".
- Kiedy przyjedziesz? - zapytał. Nienawidziłam tego pytania.
- Wiesz, że to zależy od Marco - odparłam omijając odpowiedź.
- Nie możesz przyjechać sama?
"Mogę, oczywiście, że mogę! Jestem na tyle samodzielna z resztą wiele razy bywałam w Vitesse, tylko, że mi się już znudziłeś". Nigdy mu tego nie powiedziałam, chociaż wiele razy chciałam. Bałam się, że go zranię. Oprócz tego zawsze odpowiadałam:
- Tata mnie nie puści.
- No tak, Jose. Dzięki niemu się tutaj męczę z dala od ciebie - odparł spuszczając smutno głowę.
- Niestety.
- Marie, źle się czujesz? Jesteś dzisiaj taka nijaka.
- To dlatego, że jestem jeszcze trochę senna - kłamałam.
- Może zadzwonię jutro, co? Tak jakoś wieczorem, pasuje ci? - zapytał opiekuńczo.
- Jasne - odparłam chłodno.
- Kocham cię! - zawołał na pożegnanie.
- Ja ciebie też - znów skłamałam.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Marco. Chciałam wiedzieć czy będzie na dzisiejszym meczu, musiałam się mu wygadać... znowu! On jako jedyny wiedział, że nie kochałam już Lucasa i najchętniej bym się z nim rozstała. Niestety Marco cały czas mnie namawiał, żebym jeszcze poczekała, że to może chwilowy kryzys. Tylko dzięki niemu nadal byłam w nic nieznaczącym dla mnie związku z Piazonem.
Okazało się, że Marco będzie na meczu i mieliśmy razem siedzieć nad ławką rezerwowych. Umówiliśmy się jeszcze na wypad na miasto. Marco był moją "dobrą psiapsiółą", której nigdy nie miałam. Chodził ze mną do najróżniejszych galerii handlowych, do restauracji, do kin, wszędzie. W pewien sposób zastępował mi to, czego nie mógł mi dać Lucas. Był dla mnie drugą połówką, ale bez uczuć.
***
Usiedliśmy w jednej z kawiarni w galerii handlowej. Marco chyba wyczuł, że coś ze mną nie tak, bo zapytał:
- Rozmawiałaś z Lucasem?
- Tak.
- Chyba już wiem dlaczego nie masz humoru - powiedział podśmiewając się.
- Marco, ja muszę z nim zerwać! Już dłużej nie mogę udawać "wielkiej miłości".
- Daj spokój, Marie! To przejdzie. Sam wiele razy byłem w takiej sytuacji. Musisz dać sobie i jemu czas.
- Nie wiem czy jestem w stanie - odparłam zrezygnowana.
- Oczywiście, że jesteś! Każdy z nas jest. A teraz musimy się już zbierać, bo za godzinę zaczyna się mecz.
Wzięłam posłusznie kurtkę z oparcia krzesła, ubrałam się i wyszliśmy.
Pojechaliśmy samochodem Marco na Stamford Bridge gdzie się rozstaliśmy. On poszedł do szatni pogadać z chłopakami a ja zająć swoje miejsce.
Kiedy szłam tunelem ktoś mnie zatrzymał:
- Kibicom nie wolno tutaj przebywać - powiedział młody chłopak, na oko 15 lat. Widać, że dopiero co zatrudniony lub jakiś wolontariusz.
- Michael! - zawołał Rui, asystent mojego ojca - Zostaw ją, to córka Mourinho.
Chłopakowi aż szczęka opadła. Próbował coś wyjąkać, ale nie udało mu się złożyć poprawnego zdania.
Rui był dla mnie jak wujek, nigdy nie zwracałam się do niego na "pan", poza tym była to jedna z niewielu osób, z którymi mogłam rozmawiać w moim ojczystym języku.
Co do piłki nożnej, nie interesowała mnie za bardzo. Lubiłam oglądać mecze, ale nie miałam potrzeby znać nazwiska innych piłkarzy niż zawodników Realu, Chelsea czy jeszcze wcześniej Interu.
Rui był dla mnie jak wujek, nigdy nie zwracałam się do niego na "pan", poza tym była to jedna z niewielu osób, z którymi mogłam rozmawiać w moim ojczystym języku.
Co do piłki nożnej, nie interesowała mnie za bardzo. Lubiłam oglądać mecze, ale nie miałam potrzeby znać nazwiska innych piłkarzy niż zawodników Realu, Chelsea czy jeszcze wcześniej Interu.
- Nic się nie stało - powiedziałam i podeszłam do niego - Wymagający rywal dzisiaj, co?
- Tsaa, założę się, że nie znasz nikogo ze składu Arsenalu tylko po prostu wiesz, że to wróg.
W tym momencie zaczęła wychodzić z szatni drużyna Kanonierów.
W tym momencie zaczęła wychodzić z szatni drużyna Kanonierów.
- Rozgryzłeś mnie - odparłam rozkładając ręce.
Koło nas przeszedł jeden z zawodników Arsenalu, Rui od razu zareagował:
- Ten tu to Jack Wilshere. Może dać się w znaki dzisiaj naszym obrońcom.
Zauważyłam jak odwraca się w naszą stronę, jakby usłyszał swoje nazwisko. Miałam wrażenie, że w ułamku sekundy zauważyłam uśmiech na jego twarzy.
- Wilshere - powiedziałam cicho do siebie.
- Taa, dobry jest. Muszę cię zostawić, idę do szatni strzelić gadkę motywującą. Trzymaj się - odparł i ruszył wgłąb tunelu.
Postanowiłam już pójść i usiąść na swoim miejscu nad ławką rezerwowych Chelsea. Idąc szukałam wzrokiem Jacka, chciałam mu się lepiej przyjrzeć. Nagle wpadłam na jakąś osobę, która szła z naprzeciwka.
- Przepraszam - powiedział Wilshere dotykając odruchowo moich rąk - Nic ci się nie stało?
- Nie - uśmiechnęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- To dobrze - odwzajemnił uśmiech i pobiegł do szatni.
Weszłam po schodkach i usiadłam na swoim miejscu rozmyślając o Jacku.
Nawet nie zauważyłam kiedy Marco i reszta drużyny weszli na murawę, na rozgrzewkę. W mgnieniu oka mecz się zaczął. Jack nie grał w tym meczu, siedział na ławce.
Co chwilę spoglądałam w tamtą stronę a kiedy Jack robił to samo w moją, uśmiechałam się.
Niestety nie uszło to uwadze Marco.
- Dlaczego co chwilę gapisz się na Wilshere'a?
- Nie gapię - zaprzeczyłam.
- Tylko zjadasz go wzrokiem? Znam cię! To samo było z Lucasem.
Niestety Marco miał rację. Kiedy podrywałam Lucasa, również nie mogłam się powstrzymać od "zalotnych" spojrzeń i uśmiechów w jego stronę.
- Przesadzasz.
- Marie! To ty przesadzasz, pamiętaj, że jesteś z Lucasem.
- Już nie długo - odparłam i przez resztę meczu nie odezwałam się słowem do van Ginkela.
Koło nas przeszedł jeden z zawodników Arsenalu, Rui od razu zareagował:
- Ten tu to Jack Wilshere. Może dać się w znaki dzisiaj naszym obrońcom.
Zauważyłam jak odwraca się w naszą stronę, jakby usłyszał swoje nazwisko. Miałam wrażenie, że w ułamku sekundy zauważyłam uśmiech na jego twarzy.
- Wilshere - powiedziałam cicho do siebie.
- Taa, dobry jest. Muszę cię zostawić, idę do szatni strzelić gadkę motywującą. Trzymaj się - odparł i ruszył wgłąb tunelu.
Postanowiłam już pójść i usiąść na swoim miejscu nad ławką rezerwowych Chelsea. Idąc szukałam wzrokiem Jacka, chciałam mu się lepiej przyjrzeć. Nagle wpadłam na jakąś osobę, która szła z naprzeciwka.
- Przepraszam - powiedział Wilshere dotykając odruchowo moich rąk - Nic ci się nie stało?
- Nie - uśmiechnęłam się i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- To dobrze - odwzajemnił uśmiech i pobiegł do szatni.
Weszłam po schodkach i usiadłam na swoim miejscu rozmyślając o Jacku.
Nawet nie zauważyłam kiedy Marco i reszta drużyny weszli na murawę, na rozgrzewkę. W mgnieniu oka mecz się zaczął. Jack nie grał w tym meczu, siedział na ławce.
Co chwilę spoglądałam w tamtą stronę a kiedy Jack robił to samo w moją, uśmiechałam się.
Niestety nie uszło to uwadze Marco.
- Dlaczego co chwilę gapisz się na Wilshere'a?
- Nie gapię - zaprzeczyłam.
- Tylko zjadasz go wzrokiem? Znam cię! To samo było z Lucasem.
Niestety Marco miał rację. Kiedy podrywałam Lucasa, również nie mogłam się powstrzymać od "zalotnych" spojrzeń i uśmiechów w jego stronę.
- Przesadzasz.
- Marie! To ty przesadzasz, pamiętaj, że jesteś z Lucasem.
- Już nie długo - odparłam i przez resztę meczu nie odezwałam się słowem do van Ginkela.
_________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Cześć! Jest pierwszy rozdział :) Tego bloga zaplanowałam na 6 rozdziałów + epilog, czyli raczej krótki ;d
Zawieszam tego bloga -> http://w-szatni-bialych-orlow.blogspot.com/ DO ODWOŁANIA
Nie mam w ogóle pomysłów na następny rozdział ;/ Jak przyjdzie wena, to wrócę do pisania :)
Szkoda trochę lucasa no ale cóż miłość to miłość :)
OdpowiedzUsuńSzkoda trochę lucasa no ale cóż miłość to miłość :)
OdpowiedzUsuńNoom, szkoda Lucasa, bo on ją nadal kocha, a ona go tak perfidnie okłamuje. No i czyżby coś miało być z niejakim Jackiem Wilsherem?
OdpowiedzUsuńCzekam na nowe! :**
Szkoda Lucasa :C
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
Czekam na nn :)
/ AdminkaXavi
Tak Lucasa potraktowac nie ładnie :( szkoda ze nie bd z nnikim z Chelsea :( fajoowy rozdzial :3
OdpowiedzUsuńmrrr...Jack XD
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
super rozdział tylko szkoda Lucasa :/ czekam na nowy :D
OdpowiedzUsuńSzkoda Lucasa, ale ja ją popieram. Nie powinna ciągnąć związku, którego nie widzi przyszłości
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały jak to zwykle na Twoich blogach bywa <33
oooooooo ja jak mozna zostawic Lucasa omg :c <333
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :3
Ja tan ją popieram! Po co ma się męczyć! Świetnie... świetnie świetnie... = D Czeeekam na kolejne.. Rozdział wspaniały!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Romanse, wszędzie romanse :D
OdpowiedzUsuńTroochę szkoda Lucasa :C
Pisz szyybko dalej bo mnie ciekawość zżera <3
Szkoda mi trochę Lucasa, ale wiadomo, miłość nie wybiera. Rozdział świetny, zaczyna się robić coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lukasa, ale trudno, miłość taka jest, nie wybiera ;]
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział:*
Btw. Zapraszam do siebie.
kochajac-reczna.blogspot.com ;D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLucas :( Ale skoro go nie kocha, to cóż...
OdpowiedzUsuńTylko Marie niech nie zje Jacka! XD
Marco, zrób że coś tam z Marieeeeeeeeeee... Nastaw że ją, hahah :D
Czekam na nn <3
Ojejku Lucas, żal mi go echh :((
OdpowiedzUsuńNo ale cóż, czasami tak bywa :(
Czekam na następny! <3
Biedny Lucas....;(
OdpowiedzUsuńKurde strasznie go lubię jako zawodnika ,aleeeeeeeeeeeeeeeee...
przecież Marie bd z moim mężulkiem panem W i wszystko jest cacy :D
Czekam na nowy i buziaczkiiii :*** ♥
Jakie to cudowne! <3
OdpowiedzUsuńChoć szkoda mi Lucasa ;c
Ale mam nadzieję, że się ułoży :)
Czekam na kolejne cudo <3
Buziaki ;*
Lucas yyy ;c
OdpowiedzUsuńNo bywa, życie jest okrutne.
Świetny rozdział, czekam na następny : )
kurczę.. szkoda, że Marie nie powie Lucasowi prawdy, później może go zranić bardziej, o wiele bardziej..
OdpowiedzUsuńale mam cichutką nadzieję, że jakoś się ułoży.
czekam na następny. :* / Vika
Szkoda Lucasa, ale w sumie ją rozumiem. Po co ma ciągnąć związek bez przyszłości? Genialny rozdział :3 Pisz szybko następny :))
OdpowiedzUsuńCudo ♥
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Lucasa, ale chyba już tak na tym świecie jest, że niektóre uczucia się wypalają i rozumiem główną bohaterkę. No i ten Jack, myślę, że będzie się dziać :D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
hohohoh coraz bardziej zaczyna mi sie podobać ten blog. :D
OdpowiedzUsuńWszystkim szkoda Lucasa, no mi w sumie też ale ten związek nie ma przyszłości. No i na horyzoncie pojawił się Jack, więc robi się coraz ciekawiej. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo zapowiada się super :D
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię również do siebie. Co prawda jest już sześć rozdziałów, ale opowiadanie jest o Chelsea więc może przypadnie ci do gustu a mi będzie miło :) Pozdrawiam i informuj o rozdziałach :)
http://sniadaniedolozkaa.blogspot.com/ zapraszam na szósty rozdział Śniadania do łóżka. Jak potoczy się dalsza znajomość Franka i Ingi?
UsuńSuper rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3
Biedny Lucas. On ją kocha a ona ma go gdzieś ale w sumie uczucia z czasem mogą się wypalić. ciekawa jestem jak to się z Wilsherem rozwinie
OdpowiedzUsuń